Mobile menu

O męczennikach i porno
(z Agatą Grzych)

07 września 2022

wpis nr 32

 

O męczennikach i porno

(z Agatą Grzych)

 

 

Agato, rozmowa z tobą jest dla mnie ciekawym doświadczeniem choćby tylko z tego powodu, że dotychczas znałam cię, przede wszystkim, za sprawą kontaktów na portalach społecznościowych. Dzięki nim zbudowałam sobie obraz ciekawej, aktywnej artystki – „Agaty od Maryjek”. Zaintrygowana zaprosiłam Cię do współpracy przy tworzeniu Portfolio jako archiwum…. No właśnie – i tutaj zaczynają się schody. Nie wiem jak cię przedstawić.

Artystka, wykładowczyni, kuratorka wystaw, jurorka konkursowa, autorka audycji radiowych…? Która z tych aktywności jest dla Ciebie najważniejsza?

 

Agata Grzych: Priorytetem jest bycie artystką, ale na to, jaką artystką jestem, w jakimś stopniu wpływają wszystkie wymienione przez ciebie obszary mojego działania...

 

Gdyby któryś z naszych czytelników w tym momencie chciał szybko je usystematyzować, stanąłby przed zasadniczym problemem – nie masz swojej autorskiej strony internetowej. Dlaczego?

 

Agata Grzych: Wydaje mi się, że usystematyzowanie wizerunku w Internecie nie jest mi potrzebne. Poza tym, zwyczajnie nie mam pomysłu, jak to zrobić. Wynika to też po trosze z braku zaufania do Internetu, chociaż dobrze wiem, jak bardzo istotny jest on w prezentacji własnej twórczości. Poza tym, podejmuję się wielu działań i być może powinnam mieć, co najmniej, trzy takie strony, ale wciąż zastanawiam się, czy byłoby to dobre rozwiązanie...

 

Czy istnieje jakiś klucz, według którego powstawały twoje zestawy?

 

Agata Grzych: Jeśli tak, to jest to klucz tematyczny. Z pewnością nie chronologiczny. Moje zestawy to kolekcje, które prowadzę i kontynuuję przez wiele lat. Wracam do nich z podobną jak na początku wrażliwością i intensywnością…

 

Co jest zatem najważniejszym dla ciebie obszarem tematycznym?

 

Agata Grzych: Nie chciałabym jakoś definitywnie takiego obszaru określać, bo wszystkie moje działania postrzegam jako równie istotne. Jeśli jednak muszę, to odpowiem, że tematyka religijna pojawia się w ciągłości i nagminnie. Niektóre zestawy dotykające tej tematyki są dla mnie na tyle istotne, że kontynuuję je przez lata do tej pory i nie planuję ich zakończenia. Niemniej jednak pracuję nad innymi, skrajnie różnymi zagadnieniami. Jedno z drugim zupełnie się nie kłóci. Powiedziałabym nawet, że wszystkie tematy w sposób nieoczywisty się uzupełniają.

 

A zaczęło się od…?

 

Agata Grzych: Od OMNES SANCTI MARTYRES, R. ORATE PRO NOBIS. WSZYSCY ŚWIĘCI MĘCZENNICY MÓDLCIE SIĘ ZA NAMI. Jest o mój pierwszy cykl mocno przemyślany i spójnie zbudowany, który stał się pracą dypmonową w Afi-e.

 

Zestaw, o którym mówisz, to dziewięć fotografii ukazujących męczeńską śmierć. Są to wymowne, czarno-białe, fotograficzne montaże. Pytanie jednak, czy przy takiej mnogości Świętych zestaw ten można określić jako zamknięty, czy jednak ciągle go uzupełniasz?

 

Agata Grzych: Niedawno robiłam wystawę, podczas której wróciłam do męczenniczki świętej Agaty. Myślę więc, że chciałabym wrócić do tego tematu, ale już w trochę innej estetyce.

 

Dlaczego zmiana estetyki wydaje Ci się istotna?

 

Agata Grzych: Przez lata pracy nabrałam innej świadomości narzędzia. W tamtym czasie, nie mając innego wyjścia, posługiwałam się fotografią analogową. Przede wszystkim nie znałam fotografii cyfrowej - była droga, niedostępna i, przynajmniej pozornie, bardzo skomplikowana. Teraz, kiedy jest to narzędzie, w którym swobodnie się poruszam, może mogłabym wykombinować coś przy pomocy Photoshopa… Jednym zdaniem - tamta estetyka zdeterminowana była moimi ówczesnymi możliwościami technologicznymi.

 

Jak powstawały tamte fotografie?

 

Agata Grzych: Są to trójwymiarowe fotomontaże. Postaci były wycinane i umieszczane w nowej przestrzeni. Zdarzały się też inne ingerencje, jak wydzieranie czy domalowywanie.

 

Właściwym dziełem jest tutaj obiekty czy fotografia?

 

Agata Grzych: Fotografia. Obiekty zachowałam i zarchiwizowałam w segregatorze, ale jedynie na pamiątkę - nie zamierzam już nic z nimi robić.

 

Jak powstają tego typu zestawy?

 

Agata Grzych: Są to fotografie analogowe wykonane małym obrazkiem. Dodatkowo można wspomnieć, że są to fotomontaże przestrzenne, czyli wydarte wizerunki osadzone w znalezionej przestrzeni i po raz kolejny sfotografowane…. Lubię wychodzić poza czystą fotografię. Działam też plastycznie. Buduję makiety, na których umieszczam swoje obiekty. W swojej twórczości często łączę różne media, ponieważ dopiero w takich połączeniach mogę poczuć, że zestaw jest zamknięty. Robię to analogowo, czyli wycinam, wydzieram, doklejam, montuję, maluję...

 

Czy mogłabyś powiedzieć też kilka słów o założeniach omawianego cyklu? Jakie myśli przyświecały ci podczas jego tworzenia?

 

Agata Grzych: Zestaw ten powstał, ponieważ w sztuce religijnej brakuje mi czegoś „pomiędzy”. Pojawiają się tylko skrajności: bezkrytycznie ukazywana boskość lub (w drugą stronę) skandalizująca agresja. A mi po prostu brakowało zwykłego, merytorycznego działania - ludzkiego podejścia do sztuki religijnej. Malarze z XVI wieku malowali świętych według wzorców ze swojego otoczenia, a tymi wzorcami byli zwyczajni, ówcześni ludzie. Istotną dla mnie stała się próba odszukania wizerunków świętych w naszej współczesności. Tak, abyśmy mogli wizualizować sobie ich wizerunki w kontekście naszej codzienności. Dodawałam też współczesne atrybuty - nie wykonywałam ich specjalnie, po prostu na nie trafiałam. Same zaś wizerunki moich Świętych odnajdywałam w gazetach…

 

Dzisiaj nie byłoby to możliwe.

 

Agata Grzych: Na szczęście to były inne czasy. Piętnaście lat temu nikt nie zastanawiał się nad RODO. Zwyczajnie więc mogłam robić to, co czuję, i do czego byłam przekonana.

 

Dzisiaj również wycinałabyś wizerunki z gazet, czy pobierałabyś je z Internetu?

 

Agata Grzych: Wydaje mi się, że z gazet, ponieważ Internet stwarza za dużo możliwości. Chociaż, jeśli dłużej się nad tym zastanowić, to może właśnie ta wielość nadała by nowej jakości...

 

Liczba dziewięciu fotografii jest tutaj istotna? Ma jakieś symboliczne znaczenie?

 

Agata Grzych: Po prostu dobrze układa się graficznie. Nie zakładałam tu żadnych symbolicznych odczytań.

 

Opowiedz, jak wyglądał odbiór tego zestawu?

 

Agata Grzych: Podczas pewnej wystawy zestaw został ocenzurowany. Zasłonięto jedną z fotografii. Początkowo reakcja ta zmusiła mnie do zastanowienia, potem potraktowałam to jako dobry żart. Teraz jest to istotny element obrazujący interakcję z odbiorcą. Od niezależnych odbiorców dostałam bardzo fajny feedback, który stał się punktem wyjścia do dyskusji o religii: o sztuce religijnej i religii w sztuce…

 

… a ty po tematach religijnych poruszasz się z dużą swobodą.

 

Agata Grzych: Chyba tak. Studiowałam wiedzę o sztuce na Uniwersytecie Wrocławskim. Znałam ich podejście. Wiedziałam, że podczas tych studiów przejdę wiele ciekawych miejsc sakralnych i będę mogła zgłębić wiedzę na ich temat. Podejście, o którym mówię, było niezbyt nowoczesne, ale dla mnie jak najbardziej właściwe. Byli ukierunkowani na „stary” sposób analizy historii sztuki - przede wszystkim chodziliśmy po kościołach i oglądaliśmy ikonografię. Dla mnie było to dokładnie to, czego oczekiwałam.

 

Warto zaznaczyć jednak, że tematyka religijna nie zawsze jest w twojej twórczości traktowana z pełną powagą. Mam tutaj na myśli AD MAIOREM DEI GLORIAM, gdzie pokazujesz świętych z nieco innej strony…

 

Agata Grzych: W tym zestawie staram się uwypuklić absurdalne sytuacje, albo zachowania niektórych świętych. Na przykład Szymon Słupnik przez około czterdzieści lat stał na słupie. Benedykt Labre hodował na swoim ciele robaki itd... Cykle o męczennikach można mnożyć w nieskończoność ze względu na to, że w Kościele Katolickim jest ich około czterdziestu tysięcy. Pole do zastanawiania się i interpretacji jest naprawdę szerokie.

 

W kolejnym zestawie, o którym chciałabym porozmawiać (MATKA BOSKA TEŻ BYŁA CZŁOWIEKIEM) nie odchodzisz od tematyki sakralnej, ale posługujesz się inną techniką i nawiązujesz do innej estetyki.

 

Agata Grzych: Zainteresowałam się kiczem i kampem w przestrzeni religijnej. Szybko okazało się, że bogactwo tego zagadnienia daje olbrzymie pole do wypowiedzi. Po pierwsze - kicz w przestrzeni kościelnej to codzienność, na którą wierni bezkrytycznie się godzą. Można go spotkać niemal wszędzie - w buteleczkach na wodę, kolorach, niedbałości, formie przedmiotów kultu itd... Po drugie - Matka Boska rzeczywiście „też była człowiekiem”. Zwracam na to uwagę. Nie chcę ukazywać jej tylko jako Matki Jezusa, ale także jako człowieka, z dużym akcentem położonym na jej kobiecość. I wreszcie po trzecie - w tym cyklu tworzyłam obiekty: przerabiałam, wycinałam i kleiłam na bazie figurek zakupionych w sklepach z dewocjonaliami.

 

 

Zapytam po raz kolejny: co jest tutaj ważniejsze – obiekt, czy fotografia?

 

Agata Grzych: I moja odpowiedź będzie znowu taka sama - fotografia. We wszystkich moich sakralnych zestawach istotnym efektem określanym jako końcowe dzieło jest płaski obraz nawiązujący do malarstwa kościelnego i do ewentualnej możliwości powieszenia go w przestrzeni kościelnej (lub, niejako w odwróceniu, próba przemycenia obiektu sakralnego do przestrzeni galeryjnej). Projekt, o którym rozmawiamy, jest zamknięty w zestawie pięciu fotografii i nie mam potrzeby rozszerzania go. Natomiast temat kiczu w przestrzeni kościelnej jest dla mnie tematem rzeką i oczywiście pojawiają się kolejne zestawy. Jednym z ważniejszych jest NIEPOKALANA.

 

Muszę przyznać, że w pełni doceniłam ten zestaw dopiero po zapoznaniu się z jego założeniami i twoim konsekwentnym działaniem. Przemówił wtedy do mnie i zafascynował. Czy mogłabyś w skrócie opowiedzieć o nim czytelnikom naszej rozmowy?

 

 

Agata Grzych: NIEPOKALANA to zestaw rzeka. Z każdego punktu widzenia jest to dla mnie temat permanentnie otwarty. Można nawet powiedzieć, że nałogowo ciągle wracam to tej realizacji. Gromadzę figurki z różnych miejsc świata. Wszystkie są wizerunkami Matki Boskiej Niepokalanej. Figurki po prostu się u mnie pojawiają. To dostaję jakąś w prezencie, to pożyczam, albo kupuję przez Internet. Odwiedzam też przykościelne sklepiki z dewocjonaliami. Kiedy dokądś jadę, czymś oczywistym są odwiedziny miejscowych kościołów i zakup kolejnej figurki do kolekcji.

 

Kolekcji fotograficznej czy rzeczywistej?

 

Agata Grzych: Jednej i drugiej. Natomiast faktycznie mam duży zbiór figurek z wizerunkiem Matki Boskiej Niepokalanej. Znajdują się w moim archiwum, ale same w sobie nie są częścią projektu.

 

W takim razie, co jest jego istotą?

 

Agata Grzych: Próba odnalezienia „prawdziwej twarzy” Matki Boskiej. Te wizerunki uzależnione są od kunsztu, warsztatu, talentu twórcy czy rzemieślnika. Lub też, co gorsze, od projektu fabrycznego i dbałości jego wykonania, co jest gwarantem jakości lub jej braku. Matka Boska przez to, że jest Matką Jezusa zasługuje na najwyższe piękno. Przyglądając się realizacjom przykościelnych gadżetów można pomyśleć, że twórcy czy producenci o tym najważniejszym aspekcie właśnie zapomnieli. Z drugiej strony istnieje pewna niepisana umowa, że każdy produkt z wizerunkiem Matki Boskiej jest akceptowany, bez względu na walory estetyczno-rzemieślnicze, czyli często – bylejakość i brzydotę. Bezkrytycznie kupujemy ten przedmiot i przyjmujemy jego umowne piękno. Nikt nie ma odwagi zaprotestować i odmówić obrotu brzydkim produktem przedstawiającym Jej wizerunek. Dlatego też, ku mojej cichej radości, mam nieograniczony dostęp do swoich „modelek”.

 

Ile fotografii z Jej wizerunkiem do tej pory zgromadziłaś?

 

Agata Grzych: Około siedemdziesięciu. Są to zdjęcia zachowujące zasady fotografii biometrycznej. Czyli takiej, którą stosuje się do dokumentów. Fotografuję figurki w studio fotograficznym trzymając się wytycznych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Wydruki na wystawie są określone proporcjonalnie do formatu zdjęcia do dowodu osobistego i mają 35x45 centymetrów.

 

Jakie są twoje refleksje na temat tych wizerunków?

 

Agata Grzych: Niestety większość portretów to wizerunki źle umalowanych, brzydkich kobiet. Przyglądając się im myślałam o tym, jak mało uwagi, dbałości i chęci wkładają artyści czy rzemieślnicy w malowanie tych figurek. Zastanawiałam się też, jak inni je postrzegają. Podczas rozmowy na wystawie okazało się, że wielu odbiorców odnajdywało w tych Maryjkach swoją sąsiadkę, czy kogoś bliskiego, co potwierdziło, że te wizerunki są bardziej „pospolite” niż „święte”, co w pewnym sensie potwierdza Jej człowieczeństwo.

 

Wystawa siedemdziesięciu fotografii w tym samym wymiarze (cyfrowy druk, czarne ramy, szyby). Dodatkowo pojawia się jednak figurka jako obiekt i jedna duża fotografia…

 

Agata Grzych: W trakcie pracy, fotografowania i szukania obiektów, poruszona byłam wspomnianym już brakiem kunsztu i wyczucia w przekazywaniu piękna. Nie dawało mi to spokoju. Zastanawiałam się, czy źle pomalowane figurki to efekt niedbałości, pośpiechu czy braku talentu. Postanowiłam więc sama pomalować jedną, aby przekonać się, o jakich umiejętności to wymaga. Efektem jest obiekt pokazywany na wystawie. Nie jestem do końca zadowolona z efektu, ale wiem, że wystarczyłoby trochę praktyki i mogłabym malować te figurki naprawdę dobrze. Tę pomalowaną figurkę sfotografowałam według wcześniej wspomnianych zasad. Chcąc jednak ją wyróżnić, zrobiłam większy wydruk i na wystawach pokazuję ją w oddaleniu od całego zestawu.

 

Czy wśród zakupionych figurek odnalazłaś choćby jedną piękną realizację?

 

Agata Grzych: Tak, jedną, przedwojenną, która według mnie jest arcydziełem.

 

Dla wielu czytelników naszej rozmowy, którzy dopiero w jej trakcie zapoznają się z twoją twórczością, niemałym zaskoczeniem będzie zapewne kolejne po sacrum pole tematyczne, które żywo cię interesuje…

 

Agata Grzych: Cztery lata temu powstała praca pod tytułem BARDZO CHCIAŁBYM ZOSTAĆ MISTYCZKĄ, w której wcielałam się w postać Świętej Teresy. Zestaw ten jest o tyle istotny, że traktuję go jako pomost pomiędzy tematyką religijną a porno. Ponieważ oba te tematy w moich twórczych realizacjach są równoważnie istotne. Przechodzę tu wygodnie z tematyki religijnej do pornograficznej, czy mocno erotyzującej, ukazującej szeroki wachlarz moich zainteresowań. Ale właściwym łącznikiem w kwestiach religijnych i pornograficznych jest CYRK. Nie jest to, oczywiście, pornografia rozumiana wprost.

 

 

Po raz kolejny posługujesz się metodą tworzenia i przefotografowania trójwymiarowych makiet….

 

Agata Grzych: Wszystkie wizerunki znowu pozyskałam wycinając je z gazet. Wycinałam i układałam w utworzonej przez siebie scenografii. W końcu fotografowałam praktycznie w zastanych warunkach oświetleniowych. Jeśli coś musiało zostać doświetlone, posługiwałam się dodatkowo tylko małą, domową lampką. Zaowocowało to pracą licencjacką na Poznańskim ASP u prof. Andrzeja Florkowskiego. Zestaw ten jest dla mnie już raczej zamknięty.

 

Pojawiło się jednak jeszcze kilka zestawów okołopornograficznych, przy czym powinnyśmy chyba uświadomić czytelnikom, że twoje zainteresowanie pornografią jest ukierunkowane na pornobiznes.

 

Agata Grzych: Przez jakiś czas pracowałam jako retuszerka dla magazynu „Twój Weekend”. Był to w tamtym czasie najpopularniejszy magazyn erotyczny w Polsce. Pracowałam tam cztery lata, co dało mi możliwość wykonania kilku prac bazujących na pozyskanych stamtąd materiałach. Poza tym, bardzo rozwinęłam dotychczasowe retuszerskie umiejętności.

 

Cykl BEZ MIŁOŚCI to przede wszystkim retusz fotografii?

 

Agata Grzych: Tak. Pozyskałam warstwy z retuszowanych zdjęć po to, by unaocznić skalę uprzedmiotowienia – biznesu, który kręci się wokół kobiecego ciała. Chciałam pokazać jak to wygląda „zza kulis” i jak się „szykuje” kobiecy wizerunek tworząc kobietę-produkt. Dlatego, między innymi, pornografia w moich zestawach nie może być rozumiana wprost. Ten zestaw bazuje na pornobiznesie, bez którego by nie powstał, i jest przeze mnie interpretowany w podobny sposób, jak sacrobiznes. I prezentowany z podobną intencją. Chcę zwrócić uwagę na podobne zapotrzebowanie na sacrobiznes, jak i na pornobiznes. Poszukuję prawdziwości przedstawienia wizerunków komercyjnych z zakresów zarówno religijnych, jak i pornograficznych. Zastanowiłam się nad różnicą w obrocie tymi wizerunkami.

 

Jest jeszcze kilka zestawów zahaczających o wspomniane tu zagadnienia. Przychodzi mi na myśl ma przykład KRÓLOWA SERC….

 

Agata Grzych: Są to fotografie z wymazanymi postaciami z autentycznych fotografii umieszczonych w magazynie „Twój Weekend”. Na jednej z rozkładówek umieszczane były fotostory, komiksy i stamtąd właśnie je brałam.

 

Możemy mówić tu o jakimś głębszym przesłaniu?

 

Agata Grzych: Niekoniecznie. W tym przypadku zaważyła chęć estetycznej prezentacji, co było głównym i jedynym założeniem. Nie ma co doszukiwać się drugiego, czy trzeciego dna.

 

Z kolei FREEK PORNO SHOW to w pewnym sensie kontynuacja zestawu CYRK?

 

Agata Grzych: Zarówno tematycznie, jak i formalnie. Po prostu powstała druga część, która jest bardziej erotyczna i odważna.

 

Zdałam sobie właśnie sprawę, że twoja twórczość jest bardzo bogata i zwyczajnie nie sposób omówić wszystkich jej najważniejszych tematów. Ponieważ przeplatają się one, wzajemnie do siebie nawiązują i powstają równolegle, nie koniecznie będąc ze sobą powiązane…

 

Agata Grzych: Coś w tym jest. Dla przykładu - pomiędzy porno a religijnymi realizacjami pojawiła się u mnie niezobowiązująca fotografia dokumentalna. Staram siebie nie ograniczać i realizować swoje wizje swobodnie. Chociaż zawsze lubię mieć podbudowę merytoryczną.

 

Jedną z takich szerokich realizacji jest ZŁOTO ZŁO TO?

 

Agata Grzych: W założeniu jest to projekt długoterminowy składający się z mniejszych serii fotograficznych. Pierwszą z serii jest niezobowiązujący cykl fotografii dokumentalnej. Na początku roku, w duecie z Jagodą Malanin, brałam udział w wystawie BWA we Wrocławiu pt.: „Dobry wieczór we Wrocławiu”. Ja zrobiłam fotografie w czasie „złotej godziny”, natomiast Jagoda w czasie „niebieskiej”. Działanie polegało na wspólnych spacerach i szukaniu nowej fotografii. Prezentowanych było sześć duetów.

W ramach projektu, o którym rozmawiamy, rozpatruję złoto na różnych płaszczyznach. Jest więc KLĄTWA MIDASA, gdzie zastanawiałam się nad tym, jaka jest istota złota w kulturze, historii, sztuce i codzienności. Jest to, moim zdaniem, bardzo ciekawy problem, świetnie nadający się do reinterpretacji. Jest też MATKA BOSKA OD NAŁOGÓW. Stworzyłam złotą sukienkę dla Matki Boskiej zrobioną z etykiet po piwie, papierosach i czekoladzie. Wynikiem jest Matka Boska nałogowa. To, co w bezpośrednim odbiorze może wyglądać na obrazoburcze, w istocie jest próbą zwrócenia uwagi na problem społeczny oraz zwrotem o pomoc do Matki Boskiej.

 

Jak wyglądało to od strony technicznej. Uszyłaś sukienkę dla Matki Boskiej?

 

Agata Grzych: W pewnym sensie, tak. Za pomocą rzutnika pozyskałam rzut obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w rzeczywistych wymiarach i na brystolu, wyklejając, stworzyłam sukienkę z etykiet.

 

Co w tym przypadku jest dziełem?

 

Agata Grzych: Sukienka wyklejona na brystolu, prezentowana pod szkłem. Przy czym szkło i bogata, złota rama są tu niezwykle istotne.

 

Od razu nasuwa się tu skojarzenie z innym z twoich projektów, a mianowicie z… SUKIENKĄ. Można ten cykl potraktować jako symboliczne przejście z tematyki sacro i porno do twórczości bardziej osobistej i otwartej na kooperatywy. Ten ostatni aspekt jest tu szczególnie istotny, ponieważ w projekcie brać może udział każdy kto posiada jakiekolwiek urządzenie rejestrujące obraz…

fot. Krzysiek Orłowski

Agata Grzych: Tak, zaprosiłam (i do tej pory zapraszam) każdego, kto chciałby w tym uczestniczyć. Bazą projektu jest sto siedemdziesiąt moich osobistych sukienek, które rzetelnie skatalogowałam. Osoba decydująca się na wspólne działanie wybiera sukienkę, miejsce i kontekst do wykonania mojego portretu w wybranej przez siebie sukience. Zaproszone do fotografowania są wszystkie osoby, niekoniecznie zajmujące się fotografią. Mogą to być amatorzy, a w zasadzie, jak powiedziałaś, wszyscy ci, którzy posiadają sprzęt rejestrujący, aparat jakiejkolwiek jakości. Początek projektu to ostatnie dni zeszłego roku. Do tej pory zostało sfotografowanych pięćdziesiąt sukienek i, siłą rzeczy, projekt ten nadal jest projektem otwartym.

 

Jaki jest jego cel?

 

Agata Grzych: Chciałabym zamknąć te fotografie w publikacji i na wystawie. Warto zauważyć , że w tym projekcie jestem jednocześnie modelką, manekinem i kuratorem.

 

No tak. Jesteś osobą działającą w wielu przestrzeniach, i to nie tylko jako artystka. A ponieważ zbliżamy się do końca naszej rozmowy, chciałabym zapytać cię o jedną z tych aktywności. Prowadzisz „Galerię u Agatki”, gdzie wystawić się jest coraz trudniej, bo kolejka chętnych cały czas się wydłuża.

 

Agata Grzych: „Galeria u Agatki” mieści się w budynku, który kiedyś należał do Uniwersytetu Wrocławskiego. W tym momencie przejął to jakiś prywatny deweloper, który udostępnia przestrzenie na pracownie różnych artystów. Wśród nich znalazło się miejsce na moją galerię. Nie jest galeria wyłącznie fotograficzna, bo pojawiały się w niej różne realizacje i wszelkie media. Założeniem tego miejsca jest danie młodym artystom szansy pokazania swojej twórczości - ułatwienie im startu. Mam nadzieję, że będzie dla nich trampoliną do kolejnych działań.

 

Tego im i tobie życzę. Dziękując ci za rozmowę, zapraszam jej czytelników do śledzenia mediów społecznościowych Portfolio jako archiwum, gdzie w najbliższych dniach będę prezentowała fragmenty omawianych tutaj zestawów.